skip to main |
skip to sidebar
Kończę dzisiaj tydzień prawdziwych męczarni, zmagań z własnym ciałem, leniem i różnymi innymi rzeczami. Z tej okazji wyczekiwane długo, może nie przez wszystkich, ale na pewno przez sporo osób pingwiny. A na łikend majowy ( nie mylić z łikendem właściwym, który trwa od wczoraj ) jadę do Pionkowa, a co! Tak wiem, że jest masa różnych miejsc dziwacznych w Polszy lepszych, ale bywam tak rzadko, że sobie nie odmówię. A kto wie, może uda się ten pobyt zaaranżować nie samotnie?
Dawno mnie nie było... No ale była przerwa świąteczna, która tradycyjnie zgodnie z przewidywaniami moimi mnie wykończyła, zamiast pozwolić się zrelaksować. I tutaj pozdrawiam wszystkich, którzy wpadli na grilla i przewinęli się przez "blaszaka" w ciągu tych trzech dni. A co to jest w tym poście, zapytacie. Ano jest to finalna wersja projektu okładki płyty dla kapeli znajomej z Pionek. Jak ktoś zainteresowany, to polecam odwiedzić:
http://www.youtube.com/user/funkoffpl
Witam kolejnego dnia ponurej egzystencji w promieniach słońca, które nijak nie chce się wpasować w szarość i obskurność kompozycji otoczenia. Ny, ale toż jest to żywy przykład pozytywizmy Św. Tomasza ( zaliczyłem zerówkę z historii filozofii na 3: mogę cwaniakować ). O czym to ja? Aha, no i zoczyłem pierwszy odcinek wreszcie wyemitowanej "Gry o tron" na podstawie przegenialnych książek Georga R.R. Martina. Pierwszy odcinek, jakby wyciąć sceny ważne dla fabuły, to by wyszło soft porno. Same gołe cycki, tyłki i kopulacje... Wiedzą, jak serial zareklamować. Pozdrawiam wszystkich w to słoneczne popołudnie, szczególnie tych, którzy tak, jak ja jeszcze nie odespali łikendu.
Witam po nie działce, czyli na trzeźwo. Łikend mogę swobodnie opatrzyć metką "Najbardziej wyczerpujące 3 dni pracy". It's arma- goddamn madafuckin' -ggedon, jak śpiewa pewien pan o dyskusyjnym image'u. No, ale po łikendzie już jadę z regeneracją, będzie na blogu z pewnością przerwa świąteczna, ale zanim nastapi, to w ciągu najbliższych dwóch dni coś postaram się naprodukować. Paradoks na dziś: Im lepszy był łikend, tym mniej się jest wypoczętym.
Takie coś wysmarowałem kiedyś na jakimś wykładzie. jakieś bliżej nie zdefiniowane sajens fiksidło lekko inspirowane Infinity, które z koleji jest lekko inspirowane na twórczości pana Masamune Shirow. A poza tym zrobiłem sobie do jedzenia pałeczkami takie przepyszne duszone kawałki piersi kuczaka na ostro z ważywami podane z dzikim ryżem, że nie ma słów. Polecam, po przepis można się zgłosić.
Tak na dzisiaj dla odmiany krótki komiks o tym, jak powinien działać każdy z nas - architektów krajobrazu, przynajmniej od ideologicznej strony zagadnienia. Że się nie da w ten sposób? Zadziwiające, prawda? Ale było by całkiem fajnie, tak mi się wydaje, niestety świadomość relatywności rzeczy nie daje do końca traktować świat zero jedynkowo, a czasem aż by się chciało. Tak, słyszałem od wielu osób, że binarny świat byłby nudny, dzięki czemu mogę im z przekąsem odpowiadać, jak na coś narzekają, że to są elementy tej ich lubianej różnorodności. Jakiś mi taki filozoficzny wpis wyszedł... czyli pora jakiś obiad ogarnąć. Pozdrowienia i do-zo-na-me-czu.
Eh... to jest coś, wszedł we mnie straszliwie pozytywny nastrój i zakotwiczył mocno. Zaczynam dzień dzisiejszy od przesłuchania czeskiego, a potem iberyjskiego ska. Dzisiaj w publice będzie można posłuchać Leningradu, a co! A tymczasem nowe pingwiny przed wyprawą na uczelnię i do roboty. Z żartu w kąciku jestem jakoś szczególnie dumny, a wymyśliłem go już przed łikendem. Pozdrawiam i dobrego dnia życzę.
a to z pozdrowieniami dla wszystkich, którzy piszą prace magisterskie/ licencjackie/ inżynierskie. Wasz wybór, czas jeszcze jest przecież. A tak na serio, to można całkowicie z innej perspektywy traktować ten rysunek z wykładu i wywołać w głowie smutne myśli i refleksje nad przyszłością dzisiejszej młodzieży... Eh... jak tak dalej pójdzie to mi mole zeżrą czerwoną flagę zanim będzie okazja wywiesić i co to będzie? Dobrego wieczoru, ja szukam dalej dobrego ska, a może nawet coś narysuję?
Nie było nic z okazji rocznicy, oprócz złośliwego żartu z nadania honorowego obywatelstwa miasta Radomia Lechowi Kaczyńskiemu, który jednak wygłaszam na żywo. No to tak jakoś mi się skojarzyło, a że przy okazji jest to najlepszy Lobo, jakiego udało mi się naskrobać do tej pory, to dlaczego się nie pochwalić? Po czecie - dawno nie było nic politycznego. Wieczorem kolejny post pewnikiem, chyba, że ktoś ma info o jakiejś dobrej imprezie ska w Lublinie dzisiaj?
I oto nastał kolejny piątek naszej egzystencji. Dwie wiadomości z tym związane mam we głowie: po pierwsze, to pierwszy piątek od 3 tygodni, kiedy mam wolne, a po drugie, to wcale mi się nie chce iść na miasto na piwo. Chyba więc zakotwiczę się w pokoju, a może nawet w łóżku, gdyż nie mogę się przez ostatnich kilka dni wyspać w ogóle. Jak nie praca, to "znowu poranne pociągi"( cyt. Kazik ), a jak nie one, to na rano wydział. I tak w koło Mateju. Co poradzić, zapraszam na nowy odcinek friendsów, a ja chyba dryfuję na łoże. Miłego łikendu rozpoczęcia!
No bo jak to, miałby być prawie cały tydzień bez żadnej golizny? Ktoś mi ostatnio zresztą mówił, że bardzo lubi rysunki z pozostawionymi jeszcze liniami konstrukcyjnymi. Coś w tym jest, bo zasadniczo też lubię takie szkice niedokończone. Szkoda, że same w sobie nie przedstawiają wartości żadnej, no chyba, że to szkice Luisa Royo. Postaram się ponadrabiać zaległości, ale nie wiem, czy mój grafik mi na to pozwoli.
Weźcież dajcie spokój z tym wszystkim. Nie ma człowiek na nic ani kawałka czasu wolnego. Normalnie, jakbym był pracownikiem dużej korporacji mającej siedzibę gdzieś w centrum Warszawy... takie tempo, że szok. Cóż więcej dodać, jebusy do oderwania się od pisania mgr-ki, czy innych takich. Ani trudne, ani proste, można je połączyć w jeden.
No cóż... zrobiłem sobie takie żarcie, że może dojść do czegoś takiego. Ale my nie o tym przecież. Była niedzielna, tradycyjna przerwa i już minęła. Nie wiem czemu tak się dzieje, że w poniedziałkowe zajęcia robię materiał na kolejne kilka postów. No to mam jakąś diablicę naszkicowaną na szybko, jebusy, dwa odcinki Friensów i dobry pomysł na kolejny kącik w pingwinach. Ale wszystko przed nami... a dzisiaj jest pierwszy dzień od jakiegoś czasu, kiedy znam datę i nie wydaje mi się, że jest dzień później.
To tak gołą babą otworzymy ten miesiąc w zasadzie. Bo dlaczego nie, skoro rysunek świeży, jeszcze ciepły. Ciekawe jest to, że jak wczoraj byłem święcie przekonany, że jest sobota, tak dzisiaj cały czas mi się wydaje, że jest 3 kwietnia... Ktoś ma jakieś pomysły, co może oznaczać taka podświadoma próba przestawiania czasu? Na pewno, że na coś czekam, bo w sumie tak jest, ale żaby od razu tak dwa dni z rzędu? Bo jak pójdę z koszyczkiem za wcześnie to będzie słabo. Pozdrawiam i tradycyjnie zachęcam do odwiedzin Publiki celem rockoteki zażycia.
Jejku, cały czas mi się wydaje, że dzisiaj jest sobota... i za każdym razem, jak sobie uświadamiam, że jednak nie, to nie wiem, czy się z tego cieszyć. Nic to jednak, dzisiaj czas Publiczny, zapraszam zdecydowanie na piwo. A jutro polecam rockotekę na kaca. O ile ktoś nie ma tak przewspaniałej możliwości, jak ja, żeby się napić kwasu z ogórków domowej roboty. A jak ma, to pozdrawiam i do zobaczenia.