skip to main |
skip to sidebar
No i przedostatni dzień lipca nadszedł. A był on dniem niebywale przesiąkniętym wilgocią, zatopionym w strugach deszczu i wypełnionym smutnym cichym śpiewem ptaków. Ona szła z fioletowym parasolem omijając zgrabnie lustra kałuż w których odbijało się szare blokowisko... E... no dobra, cholernie pada i jest ponuro. Dlatego wrzucam do pooglądania Ewę, która jest goła, ale tego na pracy nie widać, o. Trzymajcie się ciepło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz